Co nam przeszkadza w praktyce jogi?

Kiedy już przełamiemy różne obawy, podejmiemy decyzję i zaczniemy praktykować jogę, może okazać się, że przyjdzie nam mierzyć się z różnymi przeszkodami. Takimi fundamentalnymi jak i tymi prozaicznymi i codziennymi. Do tych pierwszych pewnie należą głęboko utrwalone przyzwyczajenia w formie najrozmaitszych pragnień czy awersji, które tak trafnie diagnozował Patañjali nazywając je odpowiednio rāga i dveṣa (YS 2.7-8). Aby sobie z nim poradzić potrzeba czasem wieloletniej praktyki, a i to może nie wystarczyć. Do tych drugich należą te bardziej „przyziemne”, takie chociażby jak nasz codzienny, powszedni leń, zbytnia ambicja, brak stabilności czy nazbyt bogate życie towarzyskie.

Wbrew pozorom takie „przyziemne” problemy nie dotyczą jedynie współczesnych joginów, ale były opisywane w dawnych dziełach poświęconych jodze. W XV-wiecznym dziele Svātmārāmy Haṭhapradīpikā wymienia się sześć zachowań, które mogą utrudnić praktykę jogi. Co ciekawe, pomimo upływu czasu, spostrzeżenia te nie straciły tak wiele na swojej aktualności.

Atyāhāraḥ – czyli obżarstwo

Nikogo, kto po obfitej kolacji próbował robić następnego dnia poranną praktykę nie trzeba chyba przekonywać, że nie jest to dobry pomysł. Również kiedy planujemy praktykę popołudniową trzeba uważać na to, co i kiedy się je w ciągu dnia. Atyāhāraḥ dosłownie znaczy jedzenie nadmiernych ilości czy objadanie się. Można więc termin ten rozumieć nieco szerzej. Muktibodhananda Saraswati, w swoim komentarzu do dzieła Svātmārāmy, zwraca uwagę, że nadmierne objadanie się powoduje z czasem nagromadzenie toksyn w naszym organizmie.

Aby nie przeszkadzać w rozwoju naszej praktyki, warto zatem w ogóle unikać jedzenia zbyt dużych ilości pokarmów. Według Ayurvedy, siostrzanej nauki jogi, każdy posiłek powinien składać się z czterech miseczek, których wielkość nie powinna być większa od naszych złożonych dłoni. W dwóch pierwszych powinien być nasz posiłek, w trzeciej płyn, który pijemy przed lub po posiłku, w czwartej zaś powietrze, dzięki któremu uda się nam posiłek dobrze strawić.

Prayāsaḥ – czyli (nadmierny) wysiłek

Przestroga przed nadmiernym wysiłkiem jest chyba w naszych czasach szczególnie aktualna. Ogromna większość z nas odwykła od pracy fizycznej, pracuje za biurkiem i przemieszcza się wszędzie samochodem lub komunikacją miejską. Powodowani wyrzutami sumienia, chcemy często nadrobić brak fizycznej aktywności w weekend lub podczas wakacji i podejmujemy wyzwania ponad siły. Często kończy się to urazami, czasem nawet czymś o wiele poważniejszym.

Nadmierny wysiłek może towarzyszyć także praktyce jogi. Nawet osoby praktykujące regularnie i przyzwyczajone do aktywności fizycznej mogą mieć czasem tendencję do stawiania sobie zbyt ambitnych celów – zarówno jeśli chodzi o zaawansowanie praktykowanych asan jak i długość trwania samej praktyki. Dlatego dobrym zwyczajem jest takie praktykowanie, które bierze pod uwagę aktualny stan naszego organizmu i nie robienie jakichkolwiek założeń przed wejściem na matę. Podczas fizycznej praktyki nasze ciało z reguły daje nam wyraźny sygnał, czy możemy iść dalej niż zwykle czy może raczej powinniśmy zrobić jedynie uproszczoną lub delikatniejszą wersję danej sekwencji albo po prostu praktykę danego dnia zakończyć szybciej niż zwykle. Po praktyce, podobnie jak wstając od stołu, powinniśmy czuć się odrobinę głodni, aby następnego dnia mieć siły i chęć ponownie rozwinąć matę.

Warto także podkreślić, że praktyka fizyczna jest w końcu jedynie jednym z elementów praktyki jogi. Angażowanie zbyt wielu sił w praktykę asan może zatem przeszkadzać nam np. w regularnej praktyce prāṇāyāmy czy medytacji. Co więcej, ogromna większość z nas, poza praktyką jogi, ma także swoje inne ulubione aktywności, obowiązki i codzienne życie. Niektórzy biegają, inni jeżdżą na rowerze lub pływają. Chodzimy do pracy, zajmujemy się domem, opiekujemy się najbliższymi, spotykamy się z przyjaciółmi.  Nawet najbardziej zaangażowana praktyka fizyczna nie powinna raczej pozbawiać nas siły na wartościowe relacje z innymi, realizację swoich „nie-jogowy” pasji lub wykonywanie codziennych obowiązków.

W teorii jogi zawsze podkreśla się znaczenie stanu równowagi (sattva), pomiędzy nadmiernym pobudzeniem (rajas) a otępieniem czy inercją (tamas). Zbyt intensywna fizyczna praktyka będzie prowadziła do silnego pobudzenia organizmu, po którym następuje zwykle faza zmęczenia i ospałości. W ten sposób oscylujemy między dwiema skrajnościami zamiast budować trwałą równowagę energii w ciele i spokój umysłu.

Prajalpaḥ – czyli gadulstwo

Jogę praktykujemy starając się zachować wewnętrzne skupienie, a więc w milczeniu. Nie zagadujemy zatem sąsiadki na macie i nie wdajemy się w dyskusje z nauczycielem podczas praktyki. Prajalpaḥ to jednak nie tylko gadulstwo na macie, ale także poza nią. Nie chodzi oczywiście o to, aby osoba praktykująca jogę była milczkiem czy unikała relacji z innymi ludźmi, choć oczywiście w czasach Svātmārāmy taka interpretacja mogła być dosyć powszechna. Współcześnie zapewne wystarczy, gdy uświadomimy sobie, że długotrwałe rozmowy o niczym czy plotkowanie mogą rozpraszać naszą uwagę i pozbawiać energii potrzebnej do rozwoju praktyki, samorozwoju czy choćby budowania prawdziwie głębokich relacji z innymi.

Czasem w rozwoju praktyki pomóc może długi, samotny spacer lub nawet tygodniowy wyjazd, na którym świadomie unikamy rozmów z innymi. Joga jest praktyką wewnętrzną, a więc na jakimś etapie warto nauczyć się bycia wyłącznie z samym sobą, sztuki wyciszenia własnych myśli lub choćby wnikliwej samoobserwacji emocji i procesów dziejących się w naszym umyśle. Z drugiej strony, pogłębione rozmowy z interesującymi ludźmi (nie tylko o jodze) pomagają w otwarciu się na nowe poglądy i doświadczenia, mogą więc sprzyjać pozbywaniu się złych nawyków i przełamywaniu skostniałych myślowych schematów. Tyle tylko, że to ostatnie trudno jednak nazwać gadulstwem.

Niyamagrahaḥ – czyli nadmierne trzymanie się zasad

Twierdzenie, że nadmierne trzymanie się zasad może szkodzić praktyce jogi może niektórych dziwić. W końcu nie dość, że mamy do czynienia z tekstem, który powstał wiele wieków temu, ale jeszcze w poprzednim wierszu jego autor wskazywał nam, że jogę powinniśmy praktykować zgodnie ze wskazówkami naszego guru. Pisząc o niyamagrahaḥ, Svātmārāma nie zachęca nas jednak do zupełnej dowolności czy ignorowania wszelkich zasad.

Chodzi tu bardziej zapewne o wyrzeczenie się przyzwyczajeń i bezmyślnych często rytuałów, które czasem naszej praktyce towarzyszą. Czasem przyzwyczajamy się do jakiegoś typu maty, czasem do miejsca na sali. Innym razem dochodzimy do wniosku, że poranną praktykę musi poprzedzać podwójne espresso albo gorący prysznic. Jedni lubią kiedy ich praktyce towarzyszy muzyka, inni wolą kompletną ciszę. Kiedy następuje jakaś nieoczekiwana zmiana w naszych codziennych rytuałach, czujemy niepokój, trudniej skupić się nam na praktyce i czegoś nam brakuje. Świadczy to jednak o tym, że pewne decorum towarzyszące naszej jodze nieświadomie stało się dla nas ważniejsze niż praktyka sama, a to już chyba stanowi problem.

Podobnie rzeczy się mają z innymi nawykami związanymi z naszą praktyką. Czasem nazbyt kurczowo trzymamy się pewnych zasad, tylko dlatego, że są one podparte wielowiekową tradycją albo że głosi je ktoś obdarzony charyzmą lub po prostu z przyzwyczajenia czy intelektualnego lenistwa. Miewamy także tendencje do dogmatyzmu, do obrony za wszelką cenę własnej wizji jogi. Tymczasem – jak pisze Muktibodhananda Saraswati – joga „…ma poszerzać świadomość, a nie ją ograniczać. Jogin powinien mieć wolny i otwarty umysł”.  Warto więc próbować ćwiczyć nie tyko elastyczność ciała, ale także elastyczność umysłu.

Janasaṇgaḥ – czyli zbyt bogate życie towarzyskie

Poza nielicznymi wyjątkami, w naszym kręgu kulturowym jogę praktykujemy żyjąc w społeczeństwie. Mamy rodziny, przyjaciół, najrozmaitsze pasje, zarabiamy na życie. Taki sposób życia pociąga za sobą kontakty z innymi ludźmi. Będziemy zatem wieść również życie towarzyskie, spotykać się innymi, rozmawiać, dzielić nasze radości i troski. Przestrogę przed zbyt bogatym życiem towarzyskim nie należy więc chyba traktować jako zachętę do rozpoczęcia pustelniczego trybu życia, choć być może taka była główna intencja autora Haṭhapradīpiki.

Dla współczesnego jogina zbyt bogate życie towarzyskie będzie więc oznaczało nie tyle spotkania ze znajomymi, co wyniszczające dla zdrowia i psychiki długotrwałe i częste imprezy. Tym bardziej, że naszych warunkach będą wiązać się one nie tylko z pozbawianiem się koniecznego dla regeneracji organizmu snu, ale także z nadużywaniem alkoholu lub innych używek. Każdy kto w miarę regularnie praktykuję jogę wie zresztą znakomicie, jak ciężko stanąć na macie po jednorazowym nawet i zupełnie niewinnym towarzyskim spotkaniu, które przeciągnęło się do późnej nocy, nie mówiąc już o bardziej intensywnym imprezowaniu.

Nie musi to oczywiście oznaczać wyrzeczenia się radości z kontaktów z innymi ludźmi. Dla wielu z nas trwałe relacje z innymi ludźmi, z przyjaciółmi, osobami podobnie czującymi świat, są ważne i nie ma najmniejszego powodu, żeby z nich rezygnować. Co więcej, relacje takie mogą także sprzyjać praktyce. W grupie czasem łatwiej się wzajemnie mobilizować, dzielić doświadczeniami, wspólnie poszukiwać odpowiedzi na trudne pytania. W zależności od charakteru i indywidualnych potrzeb każdy pewnie musi sam zdefiniować sobie, co oznacza „zbyt intensywne życie towarzyskie” oraz jakiego typu kontakty sprzyjają naszej praktyce, a której jej raczej szkodzą i co zamierza z tym zrobić.

Laulyam – czyli niestabilność

Joga wymaga regularności praktyki. Nawet najbardziej utalentowane czy obdarzone wrodzoną elastycznością osoby będą miały problem z rozwojem praktyki, jeśli nie jest ona regularna. I odwrotnie – niezależnie od ograniczeń wynikających z naszego ciała, wieku czy tuszy – każdy kto poświęci choćby pół godziny dziennie na praktykę, może cieszyć jej pozytywnymi skutkami przez wiele lat. Stabilna praktyka nie musi oznaczać zatem spędzania godzin na macie. Wystarczy by joga stała się naszym nawykiem – tak jak mycie zębów czy spacer przed snem.

Niestabilność praktyki oznacza także czasem zarzucanie jej na kilka dni czy tygodni i powracanie do niej ze zdwojoną siłą. Podobnie jest z wyjazdami na jogiczne warsztaty czy wakacje, po powrocie z których nie kontynuujemy praktyki. Wszystkie takie nieregularności będą w rozwoju praktyki przeszkadzać, co może nas ostatecznie do jogi zniechęcić.

Co jeszcze może utrudniać praktykę?

Svātmārāma udzielał swoich rad wiele wieków temu. Żyjemy w innej epoce i innej kulturze. Inna bywa także nasza joga, choć niekiedy staramy się do dawnych wzorców mniej czy bardziej świadomie nawiązywać. Pewnie gdyby autor Haṭhapradīpiki żył współcześnie mógłby do swojej listy dopisać nowe sposoby na utrudnienie sobie praktyki lub chociażby zilustrować je innymi przykładami. W naszej rzeczywistości za zbyt intensywne życie towarzyskie można także zapewne uznać wielogodzinne przesiadywanie w mediach społecznościowych. Dzisiejszą odmianą gadulstwa jest także częste komentowanie postów innych osób, a zwłaszcza uporczywe ich krytykowanie. Biorąc pod uwagę wielość rozrywek, jakie oferuje nam współczesny świat, zarówno w realu jak i on-line, trudniej pewnie jest nam utrzymać stabilność praktyki. Reklamy kuszą nas co chwila nowymi produktami żywnościowymi (często wątpliwej jakości), a ich przemysłowa produkcja sprawia, że są one często łatwo dostępne dla każdego. Wyjątkowo łatwo jest więc nam popaść w obżarstwo.

Naszą praktykę zakłócać może zatem wiele czynników, których Svātmārāma pewnie nie byłby sobie w stanie nawet wyobrazić. Czy oznacza to zatem, że jogę praktykować współcześnie jest trudniej niż kiedyś? Trudno powiedzieć, ale na pewno prawdziwa i głęboka praktyka jest możliwa także i dzisiaj.  Tym bardziej, że jest nam ona równie potrzebna obecnie jak za czasów Svātmārāmy.

Zdjęcie: dailytenminutes.com